Jestem dostępna w różnych językach ;P

niedziela, 2 czerwca 2013

Imagin z Louisem



Chciała zrobić sobie tatuaż, nawet wiedziała już jaki: „4ever” pod lewym obojczykiem.
Miała już pięcioramienną gwiazdkę na lewym nadgarstku (wewnątrz), serduszko na lewym ramieniu, cztery ptaki zbierające się do lotu (pod karkiem) i klucz wiolinowy koło pępka.
Wszystkie tatuaże coś dla niej znaczyły:
Pierwszy (gwiazdka) oznaczała pięć żywiołów: ogień, wodę, powietrze, ziemię i ducha.
Drugi (<3)- miłość i oddanie do swoich pasji.
Ptaki, żeby nie przywiązywać się do miejsc i rzeczy, bo prędzej czy później, będzie trzeba je opuścić.
Czwarty symbolizował miłość do muzyki (klucz).
Napis miał oznaczać, aby na zawsze pozostał taka sama i nie zmieniała się pod wpływem otoczenia i ludzi.
Wybrała swój ulubione studio. Gdy weszła do środka, musiała poczekać w kolejce, więc usiadła koło przystojnego bruneta.
- Cześć!- powiedział chłopak.
- Heej…- odpowiedziała skołowana dziewczyna.
- Jestem Louis.- przedstawił się.
- Rose. Miło mi.
- Mi również.- odparł.- Tatuaż?
- Taa… „4ever” pisane liczbą pod lewym obojczykiem.- oznajmiła.- A ty??
- Ja też… Tylko ja robię ludka z deskorolką na prawym przedramieniu
- Lou! Teraz ty!- krzyknął jakiś mężczyzna.
- Już idę, poczekaj Michel!- odkrzyknął Loui i zapisał coś na kartce, po czym dał ją Rosalie.
- Zadzwoń!- powiedział na odchodne.

Ona rozwinęła papierek, na którym było napisane:
333-666-999
                  Call me,
                            Lou xoxo”

Ona była ideałem!
Piękne, brązowe, długie, lekko falowane włosy, kocie oczy, pełne, różowe usta, nie za wysoka, dziewczęca i nienaganna fryzura= IDEAŁ!!

Zadzwonić?- pytała się w myślach.
Wzięła telefon do ręki, ale ostatecznie odłożyła go na stolik nocny i położyła się spać.

Nie dzwoniła, a dni od ich pierwszego spotkania mijały. Louis już stracił nadzieję…
Gdy był na próbie, zadzwonił jego telefon, on nie słyszał.
Minęły cztery godziny, a on dopiero zorientował się, że ma nieodebrane połączenie. Oddzwonił, aż po dwóch sygnałach usłyszał melodyjny głos, głos z jego snów:
- Cześć Loui!

*kilka lat później*

- Elena, kiedy zejdziesz?? Jedziemy do dziadków!!- krzyknął Louis do jego i Rose pięcioletniej córeczki.
- Już tatusiu!- dziewczynka zbiegła ze schodów i rzuciła się mu w ramiona.- Już jestem!
- Rose!!!- zawołał Lou.
- Mamo!!- krzyknęła dziewczynka.
Brunetka zeszła ze schodów w ślicznej, zwiewnej, fioletowej sukience, która świetnie podkreślała lekko zaokrąglony brzuch, dzięki ciąży.

Kilka miesięcy później urodził im się synek- Tommo.
Byli szczęśliwą rodziną. Kochali się i to było najważniejsze!


1 komentarz: